Aktualności,  Kamienna Góra

Szkoła w obliczu strajku

Mija drugi tydzień ogólnopolskiego strajku nauczycieli. Jego końca póki co nie widać. W poniedziałek 15 kwietnia nauczyciele z kamiennogórskiej Szkoły Podstawowej nr 1 wystąpili z demonstracją adresowaną do wiceminister edukacji Marzeny Machałek. Mają jej za złe między innymi to, że w obliczu strajku nie skontaktowała się z kolegami z „jedynki”.

Oprócz nauczycieli z SP nr 1 w strajku uczestniczą również inne kamiennogórskie placówki: Szkoła Podstawowa nr 2, Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zespół Szkół Specjalnych. Do strajku nie przyłączyły się: Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych oraz Gimnazjum nr 1. W pierwszej z placówek, jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, nie było kworum podczas referendum strajkowego. Specyficzna sytuacja jest w Gimnazjum nr 1.

– Jako samodzielne gimnazjum jesteśmy szkołą gasnącą. Przeprowadziliśmy ostatnie egzaminy i nasz byt kończy się w sierpniu – wyjaśnia dyrektor Dariusz Kurowski. – Większość naszych nauczycieli już przeszła do innych szkół w powiecie, a część przechodzi na emeryturę. Z tych powodów nie zdecydowaliśmy się na udział w strajku, chociaż jako dyrektor całym sercem go popieram.

Pomimo protestu egzaminy gimnazjalne oraz ósmoklasistów we wszystkich placówkach przebiegły zgodnie z harmonogramem. Mimo to, nauczyciele są zdeterminowani i kontynuują protest.

Wyszli z transparentem

Poniedziałkowa demonstracja przed SP nr 1 była tego wyrazem. Pracownicy „jedynki” postanowili zwrócić uwagę minister Marzeny Machałek na problemy jej dawnych kolegów z pracy.

– Pani Machałek nawet nie zająknęła się na temat nauczycieli pracujących w jej placówce – mówi Małgorzata Pawlikowska, nauczycielka z SP nr 1, prezes ogniska ZNP. – Nawet nie skontaktowała się z nami, żeby wyrazić chociażby wolę wsparcia nas w tak trudnej sytuacji, jaką spowodował obecny rząd.

Protestujący nauczyciele nie mogą liczyć na wynagrodzenia od samorządu za czas strajku.

– Miasto nie może im zapłacić za czas, kiedy nie wykonują pracy. Takie jest prawo – mówi burmistrz Janusz Chodasewicz, chociaż, jak dodaje, osobiście popiera stanowisko nauczycieli. Jest zdania, że rząd powinien wziąć na siebie finansowy ciężar utrzymywania oświaty, który dziś w ogromnej mierze spoczywa na samorządach.

– Subwencja państwowa nie wystarcza. Rocznie do oświaty nasze miasto dopłaca 11 mln zł. To ogromna kwota – mówi burmistrz.

Strajkują i dyskutują

W kamiennogórskiej „jedynce” frekwencja strajkujących wynosi prawie 90 proc. W proteście nie bierze udziału tylko pięciu nauczycieli. To oni czuwali nad przebiegiem egzaminów.

– To nie jest dla nas łatwa sytuacja – mówią. – Każdego dnia przeżywamy dylemat – czy być z uczniami, czy walczyć o to, co nam się należy. Rząd przedstawia nas w negatywnym świetle, ale przecież to nie my odpowiadamy za system edukacji.

Nauczyciele walczą o wyższe wynagrodzenia, ale jak zapewnia prezes ogniska ZNP, strajk nie polega na biernym siedzeniu. Jest to okazja do przemyśleń i dyskusji nad przyszłością edukacji, na co pedagogom na co dzień brakuje czasu. Za jeden z głównych problemów, Małgorzata Pawlikowska uważa przeludnienie szkoły w efekcie likwidacji gimnazjów. Na skutek reformy oświaty liczba uczniów zwiększyła się o klasy VII-VIII, czego skutkiem jest przemieszanie najmłodszych uczniów z dużo starszymi klasami. Większa liczba uczniów uniemożliwia też skrócenie czasu zajęć.

Dlaczego nauczyciele zdecydowali się na strajk dopiero teraz, a nie dwa lata temu, kiedy władze wprowadzały reformę edukacji?

– W 2017 roku środowisko nauczycielskie reagowało w różny sposób, argumentując, że reforma minister Anny Zalewskiej nie przyniesie nic dobrego. Niestety nie odniosło to skutku. Obecna forma protestu jest ostatecznym sposobem reakcji – uzasadnia Małgorzata Pawlikowska.

Stres dla rodziców i uczniów

Przedłużający się strajk i zawieszenie zajęć lekcyjnych najmocniej odczuwają uczniowie i ich rodzice. Na ich barki niespodziewanie spadł obowiązek zapewnienia dzieciom całodziennej opieki w tygodniu, co dla wielu z nich jest dużym utrudnieniem. Tym bardziej, że nie wiadomo, kiedy szkoły zaczną funkcjonować normalnie.

– Dzieci się cieszą, że nie mają lekcji. Ale ja mam problem, żeby zorganizować im czas, kiedy jestem w pracy – mówi Agnieszka (nazwisko do wiadomości ID), matka dwojga uczniów. – Rozumiem nauczycieli, ale uważam, że powinni wybrać inną formę protestu, tak, by nie szkodzić uczniom.

Rodzice denerwują się, że dzieci będą miały problemy z nadgonieniem zaległości w nauce, a kolejne tygodnie roku szkolnego stoją pod znakiem zapytania.

– Na obecną chwilę nie mówimy o klasyfikacji ani o wypisywaniu świadectw, ponieważ przed nami jeszcze ponad 2 miesiące nauki. Pamiętając strajk nauczycieli z 1993 roku, jesteśmy przekonani, że wywiążemy się z powierzonych nam obowiązków w terminie – mówi prezes ogniska ZNP.

Dodaj komentarz

Korzystając poniższego formularza możesz dodać komentarz.

64 − 55 =