Aktualności,  Kamienna Góra

Zaatakowała nożycami sąsiadkę

KAMIENNA GÓRA. – Tamtego dnia zapukała do moich drzwi po raz kolejny. Tym razem jednak nic nie mówiła, o nic nie prosiła. Rzuciła się na mnie z nożyczkami w rękach. Wbiła mi je w głowę. Potem waliła już na oślep, w bark, w dłonie, w szyję – mówi Anna, mieszkanka Kamiennej Góry, którą napadła sąsiadka. Kobiety mieszkają drzwi w drzwi, na jednym piętrze. Ta, która atakowała, jest chora. Nie ma jednak siły w tym mieście, która odseparowałaby ją od poszkodowanej, która codziennie drży, że znowu zostanie napadnięta.

Była sobota 16 lutego. Jeszcze przed 9.00 do drzwi Anny zastukała jej sąsiadka z piętra. Często pukała, prosząc o parę groszy, o chleb. Anna zawsze pomagała. Tym razem kobieta chciała dostać papierosa. I dostała. Kilkadziesiąt minut później Anna znowu otworzyła jej drzwi.

Masz mi dawać to, czego chcę

– Zamachnęła się i bez słowa zaczęła walić we mnie nożyczkami – opowiada nasza Czytelniczka. – Wyzywała mnie. Krzyczała, że mam jej zawsze dawać to, czego ona chce.
Agresywna sąsiadka waliła w ciało Anny na oślep: w głowę, w ramiona, w szyję, w ręce. Kobieta zalała się krwią. To wszystko działo się na oczach synka Anny. Gdy jego matka walczyła na korytarzu z rozwścieczoną sąsiadką, chłopczyk pobiegł po pomoc. W tym czasie Annie udało się uciec agresorce na schody.

– Niestety, spadłam z nich, a ona dopadła mnie piętro niżej i dalej dźgała nożycami – mówi przez łzy Anna. – Kiedy jakimś cudem udało mi się wytrącić jej nożyczki z ręki, zaczęła mnie kopać po całym ciele.

Poszedł cały gaz

Na odsiecz Annie wyszła sąsiadka z gazem łzawiącym. Potraktowała nim napastniczkę, na której jednak początkowo nie zrobiło to żadnego wrażenia. Biła Annę dalej i chciała to samo zrobić z kobietą, która próbowała pomóc.

– Sąsiadka zużyła na agresorkę cały gaz. Dopiero wtedy tamta zaczęła trzeć oczy i jak gdyby nigdy nic wyszła z budynku i poszła w kierunku miasta – opowiada Anna.
Na miejsce przyjechała wezwana przez mieszkańców policja. Pod budynkiem zatrzymali napastniczkę, która postanowiła wrócić do domu.

Annę z licznymi ranami kłutymi i pobitą zabrało pogotowie. Na szczęście rany okazały się powierzchowne. Tylko te na głowie wymagały założenia szwów. Znacznie poważniejsze okazały się rany w psychice Anny i jej synka. Do dziś chłopczyk korzysta z pomocy psychologa, a jego matka psychiatry.

Gehenna trwa

Oboje od lutego żyją w ciągłym strachu z agresywną sąsiadką przez korytarz. Po zatrzymaniu w lutym kobieta trafiła co prawda do szpitala psychiatrycznego, ale podleczona wróciła szybko do domu. Prokuratura postawiła jej zarzuty napaści na Annę, nakazała dozór policji i wydała zakaz zbliżania się do poszkodowanej na mniej niż 10 metrów.

–To śmiechu warte, skoro drzwi jej mieszkania są niecałe pięć metrów od moich – mówi Anna. – Ona mogła mnie zabić, a wciąż jest obok, jak gdyby nigdy nic!
Kobieta obawia się kolejnej napaści. Jej synek nie chce sam wychodzić z domu. Trzeba go odprowadzać i przyprowadzać. Dziecko jest w ciągłym strachu o matkę.

Tymczasem prokuratura powołała biegłego, który zbadał agresorkę. Lekarz uznał, że jest niepoczytalna.

– W związku z tym 12 kwietnia skierowaliśmy do sądu wniosek o umorzenie sprawy i zastosowanie środka zapobiegającego w postaci przymusowego leczenia psychiatrycznego – mówi prokurator Artur Idzi, szef Prokuratury Rejonowej w Kamiennej Górze.

Teraz sprawę musi rozpatrzeć sąd. Nie ma jednak nadal wyznaczonego terminu.

Boję się tu mieszkać

Anna od ponad dwóch miesięcy żyje w ciągłym lęku. Szukała pomocy w kamiennogórskim ratuszu. Prosiła burmistrza, by odseparował agresywną sąsiadkę od jej rodziny.

– Jesteśmy w trakcie rozwiązywania tej sprawy – mówi krótko wiceburmistrz Adam Blicharski.
Anna twierdzi jednak, że samorząd nie pomoże, bo nie ma lokalu, do którego mogłoby przenieść agresywną kobietę.

– Poza tym, kto chciałby mieć ją za sąsiadkę? – pyta bezradnie nasza Czytelniczka.
Prokurator Artur Idzi przekonuje, że jeżeli tylko sąd przychyli się do wniosku prokuratury, kobieta zostanie poddana kompleksowemu leczeniu.

– W takim przypadku nie jest ono określone na konkretny czas. Co pół roku zespół biegłych wydaje opinię, czy chory wymaga dalszego leczenia – objaśnia prokurator. – W przypadku braku poprawy stanu zdrowia leczenie jest kontynuowane.

Annie pozostaje wierzyć, że Temida upora się z orzeczeniem w tej sprawie nim dojdzie do tragedii.
(Imię bohaterki tekstu na jej życzenie zostało zmienione.)

Dodaj komentarz

Korzystając poniższego formularza możesz dodać komentarz.

+ 31 = 39